29 kwi Powrót do normalności… czyli śladami leśnych osad
W życiu potrzebny jest zapalnik. Ktoś. kto nas nakieruje i uruchomi do działania w tym co lubimy robić. Tym bardziej po okresie zimowym lub w czasie panującej trudnej sytuacji w kraju. Poza tym jako członek Fundacji Historycznej „Przywracamy Pamięć” nie mogę przeleżeć całej niedzieli na tapczanie! Muszę działać!
Mój zapalnik to taki damski leśny skrzat, który powiedział wprost „Szymon jedź, pokaż i napisz” . Długo nie trzeba było mi mówić, uruchomiłem się od razu i po kilku godzinach już miałem w głowie pomysł na niedzielny wyjazd w teren.
W każdej mniejszej czy większej miejscowości, można natrafić na miejsca, które mają swoją historię, zarówno jasną ale i mroczną. Warto jest takich miejsc szukać i nabywać informacji które będą promować nasz region.
Niedzielne wojaże zacząłem od spakowania swojej kuchni polowej i aparatu fotograficznego. Pierwsze kroki skierowałem do miejscowości Antoniewo, znajdującej się w gminie Skoki. To mała wioska, na terenie której jest tylko kilka obiektów mieszkalnych, ale nie to mnie tu zainteresowało. Historia Antoniewa to symbioza z obiektem tajemniczym a mianowicie z ośrodkiem wychowawczym, który na tym terenie znajduję się od roku 1914. Na pierwszy rzut oka obiekt wygląda, trochę jak mały, ale rozległy zamek z basztami i skrzydłami. Plany budowy zostały przywiezione z Lombardii i do dzisiaj w prawie, że niezmienionej postaci powodują zainteresowanie zwiedzającego z zewnątrz.
Ciekawe a zarazem mroczne wydają się czasy II wojny światowej, w trakcie której obiekt został przejęty przez Wehrmacht. I otwarto tam obóz jeniecki. Przebywało tutaj od 300 do 800 jeńców, głównie Polaków, Brytyjczyków, Belgów, Norwegów, Francuzów, Jugosłowian, Amerykanów czy od 1943 głównie Włoskich żołnierzy i generałów. Po okresie wojennym ośrodek wznowił swoją działalność w opiece i wychowaniu trudnej młodzieży.
Drugim miejscem do odwiedzenia były Skoki, małe miasteczko z ciekawą historią. Mianowicie na terenie Skoków znajdował się kiedyś Kirkut czyli żydowski cmentarz, z którego do dzisiaj nic nie zostało. Wiadomo Niemcy bezlitośnie rozprawiali się z takimi miejscami pamięci. Cmentarz czy bardziej miejsce pamięci znajduje się na wjeździe do Skoków od strony Antoniewa po lewej stronie. Kirkut leży na wzgórzu i rozprzestrzenia się z niego piękny widok na panoramę Skoków. Obecny kształt i wygląd pochodzi z 2017 roju kiedy to miejsce zostało upamiętnione dużym obeliskiem w kształcie gwiazdy Dawidowej, kamieniami i pamiątkowymi napisami. Teren jest odgrodzony za pomocą słupków i wyznacza potencjalny zasięg tej nekropolii.
Nie wiemy kiedy założono skocki Kirkut oraz ile osób zostało na nim pochowanych. Jedynymi dotychczas dostępnymi dokumentami są akta zgonu z lat 1874-1940, z których wynika, że w tym okresie pogrzebano tu 138 osób. W czasie II wojny światowej Niemcy, rękami jeńców angielskich, przetrzymywanych w oflagu w pobliskim Antoniewie, zdewastowali Kirkut, wywożąc stąd najbardziej wartościowe macewy.
Dalej skierowałem się do centrum Skoków na niedzielny posiłek. Zaczynając jednak od deseru. A mianowicie pysznych lodów z małej kawiarenki działającej w Skokach. Miejsce też jest ciekawe, ponieważ lodziarnia działa w kamienicy, która w swojej około 100-letniej historii od początku XX wieku służyła za lokal gastronomiczny. Trzeba wspierać małe lokalne biznesy, bo to ci ludzie tworzą wspomnienia i to dzięki nim małe miasteczka żyją.
Następnie wjechałem na leśne wertepy i czasami niemal, że pustynne piaski. Las woła o wodę, o krople drogocennego nektaru z chmur. Przyroda powoli budzi się po zimowym letargu. Pojawiają się zielone liście na brzozach czy grabach. Król każdego lasu – dąb – jeszcze śpi i nie widać na nim pierwszych zielonych listków. Tu zaczyna się historia leśnych osad.
A mianowicie Niedźwiedzin, Dzwonowa i Dzwonowa Leśnego. Wszystkie trzy znajdują się na terenie Puszczy Zielonki lub w jej granicach. Zawsze ciekawiło mnie jak żyło się kiedyś ludziom w takiej leśnej głuszy, gdy nie było aut tylko furmanki i konie, a często drogi pokonywało się na własnych nogach.
Niedźwiedziny to największa z wymienionych miejsc, której początki można określić na wiek XIII a której nazwa pochodzi od licznie występujących w dawnych czasach stad niedźwiedzi. Ułożenie tej leśnej osady jest bardzo ciekawe. Na środku wsi znajduje się leśna ostoja wodna z rosnącymi na niej olchami o obwodzie około 1 km. Wokół zlokalizowane są budynki mieszkalne, zarówno te mające po 100 lat czy 40. Ale są tu również domu niedawno wybudowane. Po architekturze widać, że Niedźwiedziny przechodzą swojego rodzaju zmianę pokoleń i rozwijają się. Nie stają w miejscu. Na terenie pozostał zabytkowy cmentarz ewangelicki.
Dalsze kroki skierowałem do miejsca, które nie ma w swoim wyglądzie nic zachęcającego na dłużej niż kilka minut. A to wielki błąd. Dzwonowo dzisiaj będące osadą leśną i skupiskiem około 8 domów, w czasach średniowiecza było miastem. Do dnia dzisiejszego na terenie wioski trwają prace archeologicznie, które ujawniają nam karty historii tego miejsca. Odsyłam każdego do poszukania informacji o Dzwonowie, bo to naprawdę obszerny temat. Na polach można zaobserwować zmieniające się zabarwienia zbóż, co dzięki zdjęciom z lotu ptaka, mówi nam jak kiedyś wyglądał układ urbanistyczny miasta. Był tam rynek z domami, ratusz, cmentarz. W okresie letnim na tym terenie, odbywają się pokazy czy wieczorki z historią na które przybywa ludność z okolicznych miejscowości.
Tutaj również zatrzymałem się na chwilę, aby zjeść coś w polowych warunkach na łonie przyrody. Kuchenka polowa, patelnia i łyżka znowu umiliły mi ten moment. Na skraju wioski wybudowano leśną wiatę, gdzie turysta może odpocząć i wyciszyć się w tej leśnej głuszy. Pamiętajcie jednak aby zawsze po sobie posprzątać, tak aby następni wędrowcy mogli w takich samych warunkach cieszyć się przyrodą i odkrywaniem naszej Polski.
Ostatnim punktem tej niedzielnej wyprawy była najmniejsza miejscowość na mojej mapie. Było to Dzwonowo Leśne, które dzisiaj składa się w 3 lub 4 domów na skraju łąki. Znajduję się tu duża leśniczówka z ciekawą stodołą w starym stylu wiejskiej architektury. Czemu w samym środku lasu te domu i jak się tym ludziom żyje? Pytanie to zawsze będzie mnie interesowało. Pewnie kiedyś były to osady, których mieszkańcy żyli z pracy w lesie. Teraz to wszystko maszyny w mniejszym lub większym stopniu ułatwiają, jednak nie bez ludzkich rąk ludzkich.
Na tym chciałem zakończyć moją wyprawę. Zdradzę również, że oprócz tych miejsc które opisałem, zwiedziłem także inne, które posłużą mi w przyszłości jako nowy bodziec do wędrówek. Podziękowania również należą się skrzatowi z początku tekstu, bo to jej słowa pociągnęły mnie do powrotu do normalności, do tego co kocham i czym jako hobbysta turysta żyję.
Do zobaczenia na szlaku!
Szymon Raith