Wyspa skarbów? Sekret łagiewnickiej „Kipy”

Łagiewniki Kościelne – mała miejscowość w gminie Kiszkowo – słynie obecnie z Izby Pamięci i Tradycji Gminy Kiszkowo (rewelacyjnie prowadzonej przez dyrektora Andrzeja Szprywę) znajdującej się w miejscowej szkole, z drewnianego kościoła z 1741 r. oraz z dworu z XIX wieku. Ale w tej wsi, wzmiankowanej już w 1352 roku, leżącej przy drodze Rybno Wielkie – Kłecko, znajduje się też „tajemnicza wyspa”. O tej wyspie napisałem już w 2011 r. Na portalu turystykalokalna.pl, dzisiaj wracam do tematu na skarbnicytajemnic.pl, ponieważ dotarły do mnie nowe, sensacyjne wręcz informacje!

Zanim przejdziemy do tematu wyspy kilka słów o dworze, który został wzniesiony prawdopodobnie w XIX wieku (wcześniejsze dwory w Łagiewnikach istniał już w XVIII w.) . Budowę dworu prawdopodobnie związana jest z Marcelim Chróścickim którego żoną była Wirydianna z Bieczyńskich. Po nich posiadłość przeszła w ręce rodziny Unrughów. I tak było do początków XX wieku, gdy majątek wykupiła Komisja Kolonizacyjna, a we dworze zaczął funkcjonować zbór ewangelicki – filia parafii ewangelickiej z Kłecka.

– Wtedy, od 1902 roku, to się nazywało „Johannesheim”, od nazwiska generalnego super intendenta Johannesa Hesekiela, czyli zwierzchnika wszystkich ewangelików na terenie Prowincji Poznańskiej. To funkcjonowało do 1923 roku. Kiedy w 1923 roku liczba Niemców tutaj się zmniejszyła, to równocześnie nie było potrzeby utrzymywanie tych wszystkich ośrodków i przez 6 lat nie było tu nawet pastora – wyjaśnia Marek Szczepaniak, kierownik gnieźnieńskiego oddziału Archiwum Państwowego w Poznaniu. – Od 1929 roku przywrócono tu pastora, który był wikarym parafii kłeckiej, ale obsługiwał tylko to miejsce i tu był ośrodek, do którego należało 4-hektarowe gospodarstwo. Niemcy prowadzili tutaj kursy nowoczesnego rolnictwa. W okresie I i II wojny światowej, gdy prowadzono akcję ściągania osadników do Wielkopolski, osadników z Ukrainy, Wołynia, tutaj odbywały się właśnie takie szkolenia. Z kolei w latach trzydziestych organizowane tutaj były przez Niemców różnego rodzaju imprezy i zawsze urząd wojewódzki trzymał nad tym jakąś kontrolę, stąd zachowały się regularne raporty w aktach urzędu wojewódzkiego. Ten ośrodek obsługiwały też siostry ewangelickie do 1940 roku, kiedy to SS je stąd wyrzuciło. I ten ośrodek zlikwidowano – dodaje.

Tajemnice studni
Inną ciekawostką dworu jest znajdująca się w jego piwnicach stara, pałacowa studnia (o głębokości około 8 metrów), która prawdopodobnie powstała podczas przebudowy dworu w 1884 roku. Podobno na poddaszu dworu są jeszcze pozostałości po urządzeniach pompujących z tej studni wodę, która następnie była rozprowadzana po całym budynku…

Od wielu lat studnia jest zasłonięta i niedostępna. Tym samym zagadką dla poszukiwaczy jest to, co się może na dnie tej studni znajdować. Z informacji do których dotarłem wynika, że pod koniec II wojny światowej Niemcy różne przedmioty do studni wrzucali…

„Lodownia”?
Tyle o historii dworu z którym – jak wynika z opowiadań mieszkańców Łagiewnik – związana jest wyspa na której znajduje się tajemnicza budowla z jednym pomieszczeniem o łukowatym sklepieniu o wymiarach ok. 3 na 3 metry, potocznie zwaną „lodownią”. Wyspa ta jest usytuowana w centrum wsi, ale przeznaczenie tejże wyspy do dzisiaj nie jest do końca znane. Według jednych wersji na tej – leżącej w stawie naprzeciw dworu – wyspie znajduje się dawna „lodowania” (?). Cóż to takiego?

Otóż jak podaje Marta Sikorska w publikacji „Sekrety staropolskiej lodowni”: – W szlacheckich folwarkach w „lodowniach” przechowywano żywność. Działo się tak wiosną i latem, i wówczas w „lodowniach” można było chłodzić m.in. mięso, ryby, nabiał, konfitury i inne przetwory. Wcześniej zimą znad jezior, rzek lub stawów zwożono do „lodowni” tafle lodu. Zazwyczaj „lodownie” powstawały w zacienionych miejscu i blisko dworu. Dodatkowo przy budowie takiej „lodowni” pamiętano o tym, by przygotować mały kanał służący do odprowadzania wody z topniejącego lodu.

I podobna właśnie konstrukcja jest w Łagiewnikach Kościelnych na wyspie, na stawie w centrum wsi. Niestety, nigdzie w źródłach nie trafiłem na informację, czy faktycznie obiekt z Łagiewnik Kościelnych służył jako „lodownia”.

Z informacji od mieszkańców Łagiewnik, którzy jako dzieci w latach pięćdziesiątych bawili się na wyspie wynika, że krótko po zakończeniu wojny można tam było jeszcze natknąć się na potężne bryły lodu. Ponadto były dwie pary drzwi, które miejscowi zabrali, wybierano także czerwone cegły z których zbudowane jest pomieszczenie na wyspie.

Starogermańskie obrzędy?
Kolejne dwie informacje, które przedstawiam dotyczą już samej wyspy, zwanej przez miejscowych „Kipą”. Otóż od jednego z Czytelników uzyskałem następującą informację: – Mój dziadek, który mieszkał pod Łagiewnikami wspominał, że wielokrotnie widział młodzież z Hitlerjugend, która na wyspie odgrywała „spektakle starogermańskie” ze śpiewem i ogniami. Być może było to miejsce, gdzie uprawiano okultyzm, wszak bogate zbiory zebrane przez specjalną grupę hitlerowców zachowały się w zbiorach specjalnych UAM. Sprawa na pewno wymaga zbadania – napisał Czytelnik.

Temat ten na tyle mnie zainteresował, że udało mi się potwierdzić tę informację, że członkowie Hitlerjugend i NSDAP organizowali na łągiewnickiej wyspie masowe, nazistowskie uroczystości „Przesilenia” („Sonnenwende”). Polegały one m.in. na tym, że rozpalano liczne ogniska, które w czasie uroczystości „Przesilenia” odgrywały najważniejszą rolę. Ognisko rozumiano bowiem jako potężny stos ofiarny do którego wrzucano wieńce z roślin lub gałęzi świerkowych, na cześć poległych za sprawę nazizmu. Ogniska te były rozpalane od pochodni trzymanych przez członków Hitlerjugend.

Skrzynie z dokumentacją?
Ostatnią tajemnicą, ale być może najciekawszą, związaną z łagiewnicką „Kipą” jest sensacyjna informacja przesłana do mnie przez mieszkańca naszego powiatu. W mailu napisał, że od członka rodziny – mieszkającego w czasie wojny w okolicach Łagiewnik – uzyskałem informację o następującej treści: – Podczas okupacji Niemcy, późnym wieczorem, przywieźli do Łagiewnik Kościelnych skrzynie. Wyładowali je przy pałacu, część z nich przeniesiono na wyspę, a część złożono w piwnicach. Ponoć miała to być dokumentacja dotycząca eksterminacji ludności cywilnej spod Poznania.

Tylko tyle i aż tyle. Temat ten, z jednej strony sensacyjny, a z drugiej wręcz niewiarygodny, wymaga dokładnej penetracji terenu wyspy i zbadania dworskich piwnic. Na to jednak potrzebna jest zgoda właściciela czyli Wójta Gminy Kiszkowo.

Jeśli któryś z moich Czytelników znałby jakieś dodatkowe informacje w temacie który wyżej przedstawiłem, to proszę o kontakt. Zapewniam anonimowość.

Karol Soberski