Jakie skrzynie zatopiono w jeziorze Myszonek?

Wielu miłośników historii, szczególnie okresu II wojny światowej, czy też fanów eksploracji, słyszało o alpejskim jeziorze Toplitz, gdzie ponoć zatopione zostały skarby SS i gdzie w dziwnych okolicznościach po wojnie mieli ginąć ludzie… Okazuje się, że podobne – bardzo tajemnicze jezioro – mamy w naszym regionie! A mam tutaj na myśli jez. Utrata zwane też jez. Myszonek. W przyszłym roku, na wiosnę, zostanie podjęta kolejna próba rozwiązania tajemnic tego akwenu…

Jak już wielokrotnie wspominałem nasz region obfituje w wiele, bardzo wiele ciekawych historii, wiele tajemnic, ukrytych skarbów i nierozwiązanych do dzisiaj zagadek. Dzisiaj zapraszam w kolejne takie miejsce – nad jezioro Utrata zwane też jeziorem Myszonek.

Legenda…
Zakątek do którego dzisiaj zapraszam znajduje się on w okolicach Mielna, w gminie Mieleszyn. Pierwszy raz o tym miejscu, o legendzie z nim związanej, usłyszałem od mojego dziadka Franciszka Rubaszewskiego prawie 30 lat temu. Potem wiele razy ją słyszałem od mieszkańców Mielna i Nowaszyc. Tę legendę (ale z zakończeniem – które usłyszałem po raz pierwszy) opowiedzieli mi też państwo Henryk (rocznik 1932) i Maria Pujankowie (rocznik 1937) z Nowaszyc. Oto ta historia…

W miejscu zwanym dzisiaj Utrata, na wzgórzu za wsią przed wiekami stał kościół. Proboszczem był wielce pobożny i życzliwy ludziom kapłan. Co niedzielę, na eucharystię do świątyni przychodziły rzesze wiernych. Jednakże nastały czas, gdy ludzie zaczęli odwracać się od Pana Boga. Czas zamiast w kościele woleli spędzać na hulankach i swawoli w sąsiadującej z kościołem, karczmie. Proboszcz, jak tylko potrafił, starał się wiernych odciągać od tych niedzielnych uciech i zachęcał do udziału w mszy świętej. Bez skutku. Z niedzieli na niedzielę, coraz mniej osób nawiedzało Dom Boży.

Ksiądz pogodził się już z faktem, że na mszy świętej jest coraz mniej wiernych. Do czasu… Pewnej niedzieli, gdy nastał czas mszy świętej, ksiądz wychodząc na eucharystię zobaczył w kościele tylko jedną osobę… Malutką, ubraną w białą sukienkę dziewczynkę. Wszyscy pozostali parafianie ucztowali w karczmie. Wzburzyło to bardzo pobożnego kapłana i zwrócił się on z prośbą do Pana Boga, by ukarał bezbożnych mieszkańców wsi. Stwórca wysłuchał kapłana i ukarał wieś, zalewając ją wodą… I tak – wedle ludzkich podań – powstało miejsce zwane dzisiaj jeziorem Utratą.
Tyle legenda.

Słychać bicie dzwonów
Mieszkańcy Mielna, Nowaszyc, Dziadkowa, czy Popowa Podleśnego i Popowa Ignacewa opowiadają, że dzisiaj, gdy znajdziemy się w okolicach tego leśnego akwenu, widocznego z drogi prowadzącej z Popowa Podleśnego do Mielna, na skrzyżowaniu z drogą na Dziadkowo, można spotkać postać malutkiej dziewczynki w białej sukience… Ponadto niektórzy twierdzą, iż miejsce to jest przeklęte…

Dlaczego jezioro to nazywane je zaklętym? Ludzie wyjaśniają to rozmaicie. Jednią twierdzą: – Ono nie jest dobre, tam coś straszy! I dodają, by nie chodzić tam wieczorem i nocą, bo potępione dusze zatopionych w karczmie, mogą wciągnąć do wody. W noc Judasza (to jest przed Zaduszkami, 28 października), w jasną księżycową noc słychać w okolicach Utraty dźwięki dzwonów… Podobno dawniej leśnicy, którzy podążali drogą z Nowaszyc do Mielna, w księżycowej poświacie widywali na dnie wody wieże i strome dachy kościoła. Trwało to zawsze krótką chwilę (w tak krótki czas bowiem Bóg zalał niewierną wieś) i obraz znikał.

– Jednakże, gdy wiał północno-wschodni wiatr, można było usłyszeć ciche głosy dzwonów. Jednak taki człowiek, który w zatopiony kościół nie wierzył, dzwonów usłyszeć nie mógł. Ten, kto to wszystko widział i słyszał, był bezsprzecznie dobrym, uczciwym człowiekiem. Tylko przed takim odsłaniał się rąbek tajemnicy owego miejsca – opowiada pani Maria.

Wedle ludzkich podań koniec historii z jeziorem Utrata nastąpi wówczas, gdy urodzi się niewinne dziecko i zjawi się ono w okolicach tego jeziorka, wówczas ma pojawić się żmija, który w pysku będzie trzymał klucz. I jeśli dziecko weźmie ten klucz, wówczas kościół powróci…

Zapis w kronice
Ciekawą wzmiankę o tej zatopionej wsi znalazłem także w kronice Szkoły Podstawowej w Mielnie z 1945 roku sporządzonej przez przed- i powojennego kierownika tej placówki – Floriana Kierzkowskiego (kronika opisuje historię okolic od 1850 roku).

– Tam gdzie w parowie płynie strumyk łączący jeziora Dziadkowskie, Utrata, Mielnieńskie i Głęboczek istniały młyny wodne. A legenda między ludem mówi, że tam gdzie dziś się znajduje jezioro Utrata istniała kiedyś wioska z kościołem nawet. Podanie mówi, że wioska wraz z kościółkiem poszły pewnego dnia w czasie nabożeństwa w przepaść i na tym miejscu powstało jezioro Utratą zwane. Miało to być „karą bożą” za pijaństwo i hulatyki – jakie rzeczywiście kiedyś miały tu mieć miejsce. Stąd ta ludowa nazwa Utrata. Faktem jest, że chłopi przez kieliszek tracili to, co inne ruchy społeczne nadały. Są tacy, którzy „słyszeli” dzwony z dna jeziora lub „widzieli” procesje naokoło kościoła. A różnych strachów to już wymieniać niepodobna. Dziś już to wraz ze starym pokoleniem idzie do grobu – a szkoda – o ta fantazja religijno-zabobonna ma na wsi swą wartość i walor wychowawczy – czytamy w kronice Szkoły Podstawowej w Mielnie.

Klucz znaleziony na grzybach
Od kilku lat odwiedzając najstarszych mieszkańcach naszego regionu, pytam ich o wiele interesujących mnie tematów z przeszłości, w tym także o Utratę. I podczas pobytu u pani Henryki Winkler (rocznik 1933) w Dziadkówku usłyszałem ciekawą historię związaną właśnie z tym miejscem.

– Jak idzie ta droga od Nowaszyc, już blisko jeziora, to tam jest takie zaniżenie i tam była mowa, że był tam kościół. To się wszystko zapadło i stąd nazwa Utrata – mówi pani Henryka. – Do nas przychodził przed wieloma laty po mleko pewien chłopiec z Dziadkowa. I pewnego razu opowiadał, że tam właśnie w tym miejscu, gdzie miał być ten kościół, chodził z ojcem za grzybami i wówczas znalazł taki potężny klucz, jakim się dawniej otwierało kościoły… Może więc coś w tym prawdy jest…. – dodaje.

Dalej moja rozmówczyni wspomina historię pewnego człowieka z Dziadkowa, który wracając z Modliszewka, przez Nowaszyce i gdy dotarł już drogi biegnącej z Mielna do Popowa Podleśnego, na łące zobaczył tabor cygański! – Było tam mnóstwo cyganów, palili ogniska i on chciał się do nich przysiąść. Ale oni go napadli, a on rzucił się do ucieczki. Gdy na drugi dzień ponownie zjawił się w tym miejscu, to już nie było śladu po żadnym obozie cygańskim. Nie było żadnych śladów, że ktoś tam obozował. Ludzi powiadają, że to były zjawy, potępione dusze – opowiada pani Henryka.

W tę opowieści i legendę można wierzyć lub nie… Jedno jest pewne: warto w ciepły letni dzień wybrać się nad jezioro Utrata, gdyż urok tego miejsca może oczarować każdego z nas…

Utrata na mapie z 1911 roku
Dawniej mówiło się, że „legenda to wdowa po prawdzie”… Czy tak jest też w przypadku Utraty? Poszperałem trochę po starych mapach, zwłaszcza niemieckich i na mapie z 1911 roku znalazłem miejsce – tuż przy dzisiejszym jeziorze Utrata – o nazwie „Utrata wiesen” (łąki Utraty). Przypadek? Myślę, że słynący z rzetelności Niemcy, nie wprowadziliby na mapę nazwy, która nie miała związku z historią danego miejsca.

W tym miejscu warto powrócić do jednego zdania ze wspomnianej kroniki: – Tam gdzie w parowie płynie strumyk łączący jeziora Dziadkowskie, Utrata, Mielnieńskie i Głęboczek istniały młyny wodne... Miały one być właśnie w miejscu nazwanym na mapie „Utrata wiesen”.

W 2015 roku – za zgodą Nadleśnictwa Gniezno – wraz z kilkoma kolegami, wybrałem się w okolice owej „łąki Utrata”. Nasz całodniowy pobyt potwierdził, że w miejscu tym mogły przed kilkudziesięcioma laty znajdować się jakieś zabudowania. Może wspomniane w kronice młyny wodne…

Co Niemcy topili w jeziorze?
Warto w tym miejscu podkreślić, że w okresie międzywojennym, aż do początków lat pięćdziesiątych, wzdłuż drogi z Mielna do Popowa Podleśnego ale także do Dziadkowa biegły tory kolejowe tak zwanej kolei konnej należącej do rodziny von Wendorffów w Mielnie. Służyła ona głównie do przewozu towarów i plonów zebranych na polach.

I z tym jest związana historia, którą opowiedział mi jeden z mieszkańców tamtych okolic. Twierdzi on, że w czasie II wojny światowej Niemcy – wykorzystując właśnie ową kolej – dowozili do jeziora Utrata jakieś skrzynie, które następnie topili w jeziorze. Niestety, jak na razie nie udało się ustalić, cóż to były za skrzynie i co się w nich mogło znajdować… Ten sekret cały czas czeka na odkrycie.

Podwójne dno
Ale to nie koniec ciekawych informacji o tym miejscu. Podczas organizowanych przeze mnie zwiedzań pałaców, dworów i ciekawych miejsc w regionie, byliśmy także w Mielnie, Nowaszycach. I w czasie takiej wyprawy, wśród uczestników, znalazł się człowiek, który opowiadał, że jezioro Utrata jest omijane przez rybaków, ponieważ ma… podwójne dno!

Wszystko wskazuje na to, że bez konkretnych podwodnych badań tego jeziora nie będzie można ustalić, jakie sekrety skrywa ten akwen. Być może takie badania przeprowadzi Fundacja Historyczna „Przywracamy Pamięć” wiosną lub latem przyszłego roku.

Jeśli któryś z moich Czytelników znałby jakieś dodatkowe informacje w temacie który wyżej przedstawiłem, to proszę o kontakt (e-mail: fundacjahistoryczna@post.pl; telefon: 506-966-706). Zapewniam anonimowość.

Karol Soberski
Fot. K. Soberski