Wielka ucieczka, czyli podwójna zbrodnia w Mielnie

9 września 2019 roku minęło 80 lat od tragicznych zdarzeń, które rozegrały się w lesie koło Mielna pamiętnego 1939 roku. Doszło tam wówczas do zbrodni hitlerowskich popełnionych na cywilach. W dwóch egzekucjach (a nie w jednej jak się dotychczas opisuje to wydarzenie) zginęło łącznie siedem osób, a nie sześć jak podaje tablica znajdująca się na obelisku upamiętniającym to wydarzenie. Była też wielka ucieczka…

W pierwszej zbrodni do której doszło w okolicach w których dzisiaj znajduje się wspomniany obelisk, śmierć ponieśli: Modest Guntzel (rocznik 1879) z Kcyni, ks. Kazimierz Nowicki (rocznik 1907) z Paterka, Walenty Budnik (rocznik 1881) z Popowa Ignacewa i Józef Tackowiak (rocznik 1922) z Mieleszyna. Z kolei w drugiej – miejsce ich śmierci na razie nie jest znane – zginęli bracia Makary i Jan Płoszyńscy z Wągrowca oraz osoba o Nazwisku Nieznanym, o której – niestety – dzisiaj się już nie pamięta.

Ale ten dzień w Mielnie zapisał się w historii także ze względu na niezwykłe wydarzenie – brawurową ucieczkę Wacława Szczepańskiego sprzed plutonu egzekucyjnego! 19-letni Wacław był w tej pierwszej grupie skazanych na śmierć. Niewiele jest takich przykładów z września 1939 roku, by zdobyć się na tyle odwagi i uciec sprzed luf karabinów żołnierzy Wehrmachtu. I przeżyć wojnę!

Ta historia jest też o tyle niezwykła, że po wojnie W. Szczepański spisał swoje wspomnienia z 9 i 10 września 1939 roku. I te pamiętniki przeleżały na półce w domu jego córki Elżbiety, przez kilkadziesiąt lat! Panią Elżbietę poznałem w 2014 roku i wówczas przekazała mi te dramatyczne i wzruszające, spisane na papierze, echa wrześniowych wydarzeń z Mielna. I jako pierwszy opublikowałem je w książce „Skarb Dziedzica”.

O tym jakim sposobem W. Szczepański uciekł sprzed plutonu egzekucyjnego i jak przebiegała jego dalsza ucieczka przez las, aż znalazł się 10 września w Gnieźnie można przeczytać w mojej książce „Skarb Dziedzica”, gdzie umieściłem obszerne fragmenty pamiętnika W. Szczepańskiego, pamiętnika niezwykle wzruszającego.

Przytoczę tylko mały fragment tych wspomnień, który mówi o zaprowadzeniu mężczyzn zatrzymanych w Mielnie na miejsce stracenia. – Doszliśmy wreszcie do lasu, gdzie kazano nam się ustawić wzdłuż drogi, tyłem do lasu. Pluton egzekucyjny zajął stanowisko w lesie . Budnik ciągle wzdychał, był to człowiek stary, po 60-tce. Jak sam twierdził, od 30 lat chorował na żołądek. Twierdził, że może lepiej, że mu skrócą męczarnie. Żal mu było rodziny, bo miał przy sobie 50 zł, a żona została bez grosza. Józef Tackowiak milczał, oczy pełne łez, miał nieskończone 20 lat. Ksiądz Nowicki modlił się. Guntzel również się modlił. Ja cały czas myślałem, jak się wydostać z tej matni i też się modliłem. Poruszenie nastąpiło kiedy zjawił się samochód z którego wyszedł Hauptmann wraz z żołnierzem – czytamy we wspomnieniach W. Szczepańskiego.

Wacław Szczepański urodził się 20 lutego 1920 roku w Popowie Ignacewie. Był synem Kazimierza Szczepańskiego (ur. 19 lutego 1886 r.) – włodarza majątku Franciszka Saskowskiego w Popowie Ignacewie – i Katarzyny Szczepańskiej z domu Łukasik (ur. 12 listopada 1886 r.). W. Szczepański zmarł 5 października 2002 roku w wieku 82 lat. Spoczywa na cmentarzu w Kcyni.

Dwie zbrodnie
Przez kilkadziesiąt lat po wojnie mówiło się, że wszyscy którzy zginęli 9 września 1939 roku zostali rozstrzelani w jednym miejscu. A tak nie było. Moje kilkuletnie poszukiwania – które opisałem w książce „Skarb Dziedzica” – potwierdziły, że we wrześniu 1939 roku w Mielnie doszło do dwóch egzekucji. W pierwszej, jak wspomniałem wyżej, zginęło czterech mężczyzn a piąty – W. Szczepański – uciekł.

Ale ta czwórka to nie były jedyne ofiary 9 września 1939 roku w Mielnie. Tego dnia rozstrzelane bowiem zostały jeszcze trzy inne osoby. W swoich pamiętnikach W. Szczepański napisał, że jego ojciec „dowiedział się, że w ziemiankach za krzyżem jest jeszcze trzech rozstrzelanych”.

Zapomniana ofiara
Niestety, do dnia dzisiejszego nie udało się ustalić precyzyjnie miejsca tej drugiej egzekucji. Wiemy natomiast, że zabito tam trzech mężczyzn. Byli to braci Makary i Jan Płoszyńscy z Wągrowca oraz osoba o Nazwisku Nieznanym! Bracia Płoszyńscy zostali pochowani na cmentarzu w Popowie Ignacewie, a potem ekshumowała ich rodzina. Siódma ofiara tej zbrodni – NN mężczyzna – także spoczął na tej nekropolii.

O tym, że był jeszcze jeden mężczyzna – którego nazwiska nikt nie zapamiętał – mówią świadkowie do których dotarłem, jak również informuje o tej osobie (ale bez podania danych personalnych) Instytut Pamięci Narodowej, który 3 grudnia 2014 roku zakończył śledztwo w „sprawie zbrodni nazistowskiej będącej też zbrodnią przeciwko ludzkości” dokonanej 9 września 1939 roku w Mielnie. Zakończono je umorzeniem wobec niewykrycia sprawców przestępstwa. – Ten NN pochowany został na miejscu nieświęconym, w lewym rogu cmentarza w Popowie Ignacewie. Była to taka zwyczajna mogiła bez krzyża – mówi Janina Kryszak (rocznik 1930). Dzisiaj, niestety, nie ma po tej mogile śladu – kilka lat temu została zlikwidowana…

Przywrócić prawdę historyczną
W polu koło Mielna (do sierpnia 2017 roku rósł tam piękny las, który jednak z powierzchni ziemi sprzątnęła wówczas nawałnica) stoi dzisiaj pomnik – uroczystość odsłonięcia obelisku odbyła się w 1969 roku – na którym na górnej tablicy jest mowa o pięciu rozstrzelanych, a na dolnej tablicy (umieszczono ją na pomniku w 1976 roku) wymieniono nazwiska sześciu zabitych. I jak się okazuje, żadna z tych informacji nie jest prawdziwa. W miejscu bowiem gdzie znajduje się pomnik, rozstrzelano tylko czterech mężczyzn (a nie pięciu czy sześciu).

Może warto byłoby przywrócić prawdę historyczną i wmurować na pomniku w Mielnie nową tablice z uwzględnieniem wszystkich 7 ofiar.

O tej, nieco dzisiaj zapomnianej podwójnej zbrodni na siedmiu cywilach w lesie koło Mielna oraz o tajemniczych „powodach” dla których rozstrzelano tych mężczyzn, można przeczytać w mojej książce „Skarb Dziedzica”. W książce moi Czytelnicy znajdą również kilka niezwykłych fotografii związanych z tym wydarzeniem oraz kilka sekretów związanych z ta zbrodnią.

Karol Soberski